wtorek, 25 listopada 2014

Spotkanie Pacjentów.

Dostałam zaproszenie na Spotkanie Pacjentów Wyleczonych z Choroby Nowotworowej.
Już potwierdziłam, że przyjadę. Odbędzie się ono 13.12.2014 we Wrocławiu. Mam nadzieję, że znów spotkam wielu szpitalnych znajomych.






Problemy z zębami się ustabilizowały, choć jeszcze dużo przede mną. Trzeba leczyć kanałowo kilka ząbków.

niedziela, 16 listopada 2014

Chyba lepiej?

Nie chcę zapeszać, bo różnie może być, ale chyba się polepsza.
Widzę już na prawe oko, opuchlizna troszkę zeszła, choć jeszcze jest spora. Przechodzę katorgi przy braniu leków. Nigdy nie potrafiłam połknąć tabletki i do dziś tak zostało, choć postępem jest to, że czasem uda mi się połknąć maleńki euthyrox. Tylko czasem. Teraz mam antybiotyk w tak wielkiej tabletce, że muszę ją łamać na sześć części, a i tak jest ciężko. Dodatkowo tabletki przeciwzapalne i przeciwobrzękowe...
Staram się jakoś pomału jeść jedną stroną, ale każdy ruch boli przez tą opuchliznę.
Oby ten obrzęk schodził, choć i tak jest lepiej niż wczoraj, czy przedwczoraj. Wyglądałam naprawdę jakby ktoś porządnie przyłożył mi z pięści.
Jak się mnie troszkę nastraszy, to zaczyna mi się poprawiać. Pani stomatolog powiedziała, że jak będzie gorzej, to nie czekać, tylko jechać do Wrocławia do kliniki na Weigla, albo na Borowską. Chyba to słowo "Borowska" tak na mnie motywująco zadziałało, bo nie chciałabym tam trafić. Wiem, że są tam różne oddziały, i że pewnie nie na każdym jest tak jak na laryngologii. Jednak ten szpital zawsze mi się będzie kojarzył jedynie z "Panią Profesor" od endoskopii...
Trzymajcie kciuki, żebym dochodziła do siebie. Chwilami czuję tak jakoś dziwnie, że nawet nie wiem jak to opisać. Może to przez dużą dawkę leków.

sobota, 15 listopada 2014

Źle.

Zawsze, gdy staram się wziąć w garść, myśleć pozytywnie, coś musi się wydarzyć.
Wczoraj obudziłam się z bólem zęba i lekkim opuchnięciem na twarzy. Oczywiście telefon w rękę i zaczynam obdzwanianie stomatologów. Pięciu z nich odmówiło mi pomocy, choć mówiłam, że jestem z bólem i opuchnięciem. W końcu jakiś się zlitował i kazał przyjechać. Nic nie zrobił, przepisał tylko antybiotyk Dalacin. Zanim wróciłam do domu opuchnięcie było dwa razy większe, wzięłam leki, przespałam się, ale nic nie idzie w stronę lepszego. Mama zadzwoniła do znalezionej w internecie przychodni, gdzie dentyści przyjmują do 19, wytłumaczyła co i jak. Pojechaliśmy. Nie wiadomo było od którego zęba tak się porobiło. Miałam zatrutą piątkę i szóstkę, czwórkę otworzoną. Dziś byłam leczyć ją kanałowo. Opuchlizna nie schodzi. Dostałam znów dwa silne antybiotyki, tabletki na obrzęk. Co będzie dalej nie wiadomo, scenariusze mogą być różne. Jak opuchlizna będzie się powiększać albo będzie działo się coś złego, mam jechać na kliniki do Wrocławia.
Oby to minęło, boję się.
Mam zwolnienie do szkoły na cały tydzień.
Wyglądam okropnie, prawe oko ledwo otwieram, bo opuchlizna aż tam podchodzi. Przypominam buldoga.
Jestem lekko otłumaniona, i mega zrezygnowana.

czwartek, 13 listopada 2014

Jesień.

Dużo ostatnio się dzieje, ciągle mam jakieś zajęcie. Szkoła, czytanie książek, praca licencjacka, która niestety jeszcze nie została zaczęta...Nie przez moje lenistwo, tylko przez niezbyt udane rozumienie się z promotorem. Może jest tu jakiś psycholog, który mi pomoże z opracowywaniem zadań z psychologii rozwojowej?:) Jak na razie zajmujemy się zadaniami, a nie pisaniem. Cóż, bywa i tak:)
Na wszystko brakuje mi czasu.
Szczerze mówiąc przydałoby mi się pojechać już do DCO, a planowo mam być tam za trzy miesiące.
Muszę podpytać mojej Pani Doktor o kilka spraw, które mnie niepokoją. Tak sobie to już jakiś czas bagatelizuję, a nie chcę się zaniedbać. Często  boli mnie szyja po stronie, gdzie był przerzut. Nie wiem nawet jak to opisać- takie jakby skurcze, drętwienie przeplecione przeszywającym bólem. Nie mogę wtedy nawet ruszyć szyją, ani stać. Kładę się na wznak i powoli przechodzi. Gorzej będzie jeśli zdarzy się to w szkole i nie będę miała możliwości położenia się. Nie mam pojęcia co to może być i dlaczego tak się dzieje. Nie dopuszczam jednak do siebie myśli, że to może być coś poważnego, bo wszystko musi być dobrze, prawda?:)
Kolejna sprawa-problemy brzuchowo-jelitowe. Mój układ trawienny ostro się buntuje już od baaardzo dawna, i żadne sposoby na to nie działają. Zwlekam z tym już długo, ale muszę coś zrobić w końcu. To bardzo męczące. Najbardziej obawiam się wizyty u gastrologa, a obawiam się, że bez tego się nie obejdzie.
Muszę doradzić się Pani Doktor co z tym robić i poprosić o ewentualne skierowania. Trzeba dbać o siebie.

Denerwowało mnie zawsze, jak ktoś skarżył się na jakieś schorzenia, a gdy doradzałam "Idź do lekarza", odpowiadał " Nie pójdę, bo jeszcze coś znajdzie". Niestety sama się przyłapałam, że ze mną chyba też tak jest, dlatego pora to zmienić. Nawet jak ma coś znaleźć, to lepiej niech to znajdzie wcześniej, niż za późno.
Tak sobie postanowiłam-przebadam, przekontroluję wszystko to, co mnie martwi. Czy uda mi się to postanowienie zrealizować, zobaczymy. Mam nadzieję, że nie stchórzę.
Pierwsze poczynania w tym kierunku zrobiłam już na ostatniej endoskopii. Powiedziałam, że zatyka mi się ucho i trochę boli. Też odkładałam to z wizyty na wizytę, bo się bałam, że okaże się coś złego.

Jest już jesień, zmienna pogoda, a ja o dziwo nie złapałam żadnej infekcji. Czyżby mój układ odpornościowy się wzmocnił?:)

Wyjątkowo nie lubię tej pory roku z wiadomych przyczyn. Październik i listopad to miesiące, w których odeszło dużo osób. Dodatkowo niedawno był Dzień Wszystkich Świętych. To smutne, że można pójść tylko na grób, zapalić znicza, pomodlić się. Mieć świadomość, że więcej nie zobaczy się tych osób, nie porozmawia z nimi, nie przytuli...Zostały wspomnienia i żal, że musieli tak szybko odejść.
Nieraz jak nie mogę zasnąć wspominam tych, którzy odeszli. Zazwyczaj wtedy po cichutku płaczę.
Bardzo przeżywam, jeśli dowiem się o śmierci jakiegoś dziecka. Nawet jeśli go osobiście nie znałam. Od razu przypominam sobie o wszystkich Aniołkach, których poznałam w szpitalu, a których już nie ma. Myślę ile teraz mieli by lat, jak by wyglądali, co by robili...
Od tylu lat mam ogromną potrzebę pójścia na grób Adasia i Dawidka. Obiecałam sobie, że kiedyś to zrobię. Muszę, bo z roku na rok mam wyrzuty, że jeszcze tego nie zrobiłam. Bardzo chcę, ale też bardzo się boję mojej reakcji. Boję się, że wybuchnę płaczem. To były jedne z najbliższych mi osób z oddziału. Osoby, które zawsze będę nosiła w pamięci.