czwartek, 18 stycznia 2024

2024

Rozpoczął się kolejny rok, jestem coraz starsza a niekoniecznie coraz mądrzejsza. Dziwna sprawa. Krótko po operacji, skończonym leczeniu czułam się chyba pewniejsza siebie, znałam swoją wartość, czułam, że to ja a nie choroba jestem na wygranej pozycji. A teraz...im dłużej po leczeniu, tym gorzej. Nie wierzę w siebie, w to, że jeszcze będę "normalna". Mimo rad i wskazówek psychologów ten ciągły strach jest silniejszy niż ja. Ostatnie tygodnie były znów ciężkie, bo bardzo boli mnie prawa strona jamy ustnej, ten przeszczepiony płat też. Ciągle jest tam mrowienie, szczypanie. No i jak z takimi dolegliwościami nie myśleć? Wczoraj miałam endoskopię i Pani Doktor powiedziała, że nic niepokojącego nie widzi. Boleć może przez to, że tam jest ogrom blizn i one się kurczą, twardnieją. 26 lutego mam jeszcze rezonans. 

Staram się, naprawdę się staram. Jak mnie coś zaboli, to wmawiam sobie, że to może przez zmiany pogody, może zjadłam coś ostrzejszego i podrażniłam, może mam lekką infekcję. Ale przychodzi taki moment, że ten ból jest tak silny i nieprzyjemny, że moja logika idzie tylko w jednym kierunku - coś tam musi się dziać. 

To wszystko się nasiliło też przez to, że widziałam jak było z tatą, jak zniszczyła go to choroba. Jak go "zeżarła". Teraz boję się jeszcze bardziej, że ze mną będzie tak samo. A w głowie mam ciągle słowa lekarki, u której raz z nim byłam. Zapytała czy w rodzinie były podobne przypadki, więc powiedziałam, że ja miałam dwa nowotwory. Ona wtedy popatrzyła na mnie spod okularów i powiedziała, żebym sobie zrobiła badania na HPV i EBV, bo najprawdopodobniej jestem obciążona i będę sobie tak chorowała co kilka lat. Mimo, że nie mam tych wirusów, bo dwa razy było to sprawdzane, to drugą część jej zdania wzięłam sobie mocno do siebie. 

Sama się dziwię, że tak bardzo mogłam się zmienić. Nie zaprzeczam, dawniej też się bałam, panikowałam, stresowałam. Ale w porównaniu do tego co jest teraz, to był pikuś. 

Czasem mam nawet wrażenie, że sama siebie przestaję lubić. Przez to jaka jestem, co mnie spotkało, jak to mnie zmieniło. Choć chcę być inna, to nie umiem. W dodatku moja wiara w siebie powoli sięga zera. Obiecałam mojej Laryngolog z DCO, że w tym roku postaram się wyjść bardziej do ludzi, znaleźć pracę. Ale na samą myśl o tym mnie paraliżuje. Ostatnio nie lubię być wśród nowych ludzi. Mam wrażenie, że dziwnie na mnie patrzą, skupiają się na wadach w wyglądzie. 

Ja sama nie lubię swojego odbicia w lustrze. Zamiast tak jak kiedyś widzieć w nim silną kobietę, widzę tylko krzywy ryj. Smutne, ale tak właśnie od jakiegoś czasu się określam. Nie widzę nic innego, niż coraz bardziej asymetryczną twarzą i wykrzywionymi ustami. Nerwy po jednej stronie są przecież uszkodzone i nie ma sposobu by je naprawić. Mocno schudłam na twarzy, co sprawiło że to wszystko jest bardziej widoczne. Na jednym policzku jest więcej tkanki tłuszczowej niż na drugim. Usta po lewej stronie opadają jeszcze mocniej. Ostatnio oglądałam swoje zdjęcia z czasów studiów i tak bardzo chciało mi się płakać. 

Ta choroba odebrała mi poczucie bezpieczeństwa, spokój, najlepsze lata życia i w dodatku normalny wygląd. Gdy mówię, to też usta uciekają i cała twarz jest powykrzywiana. Dlatego mam coraz większą blokadę przed nowymi ludźmi. 

Czasem szukam w internecie informacji o sposobach i możliwościach skorygowania tego choć trochę. Tak bym chciała spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie sprzed lat. Tak, to tylko wygląd, najważniejsze jest zdrowie. Jednak łatwo się to mówi, a wiele trudniej tak myśli. Jestem kobietą, chciałabym czuć się atrakcyjnie. A nie umiem zaakceptować siebie samej. 

Jak zwykle piszę same smuty, ale chociaż wyrzuciłam z siebie trochę emocji. 


Z dobrych wiadomości: w listopadzie nie dostałam żelaza, bo moja hemoglobina utrzymuje się ciągle na poziomie ponad 12! A to duży wyczyn. Wcześniej to było max 8-9. W lutym mam kolejną wizytę i wtedy prawdopodobnie dostanę wlew. 

Byłam też u endokrynologa, bo tarczyca świruje. TSH jest tak niskie jak przy nadczynności. Lekarz powiedział, że to przez to, że u mnie niedoczynność nie jest spowodowana samoistnie, przez to że tarczyca się zbuntowała. Tylko u mnie to bardziej przez uszkodzenie mechaniczne, bo ona jest spalona radioterapią. I ona niby chce działać, ale nie może bo prawie jej nie ma. Stąd te zawirowania w wynikach. Dostałam teraz Euthyrox 137, za 2 miesiące kontrola. Tydzień temu zrobiłam sobie TSH i nadal jest poniżej normy 1. Przed wizytą muszę jeszcze zrobić ft3 i ft4, bo głównie na tych wynikach bazuje mój lekarz.