niedziela, 26 września 2021

Szpital...

Gdy jest dobrze, wszystko się jakoś układa, to zawsze coś to musi to zaburzyć. Wczoraj wyszłam ze szpitala.

Dwa tygodnie temu zaczęłam się gorzej czuć - ból głowy, zawroty, podwójne widzenie, napady padaczkowe po kilkanaście razy dziennie. Jakoś przymykałam na to oko, nikomu nic nie mówiłam. Pakowałam w siebie witaminy, bo myślałam, że to tylko chwilowe osłabienie. 

Niestety poprawy nie było. Wręcz przeciwnie. W środę nie dawałam już rady, wszystko widziałam podwójnie, miałam piski i szumy w uszach, słyszałam przez echo, a gdy chodziłam, rzucało mną na boki, bo nie mogłam utrzymać równowagi. 

Opornie, ale postanowiłam, że jednak pojadę na SOR. Po trzech godzinach czekania w kolejce podeszłam do okienka, gdzie bardzo "miła" pani zapytała po co przyszłam. Zaczęłam od tego, że boli mnie głowa. Jednak nie było mi dane dokończyć wymieniania dolegliwości i chorób współistniejących, bo pani skwitowała to tak "jak boli głowa to Ibuprom i iść spać, a nie po SOR-ach jeździć."

Gdybym była w lepszej formie, to pewnie bym jej dobitnie powiedziała kilka słów, ale nie miałam na to sił. Wydusiłam tylko, że mam padaczkę, a kilka lat temu dwa nowotwory i krwiaka. Usłyszał to mniej arogancki pan, który podszedł do mnie i powiedział, że to zmienia postać rzeczy i postara się, aby zobaczył mnie lekarz. Przemiła pani nie dawała jednak za wygraną i rzuciła tylko "i tak nic nie zrobisz, neurologa nie mamy, może będzie ale za jakieś 4-5 godzin. Pani niech idzie jutro do lekarza POZ i jak on da skierowanie to ktoś tam Panią u nas poogląda."

Było po 21, więc wróciliśmy do domu. Kolejnego dnia ubłagałam, aby przyjął mnie lekarz w przychodni. Dostałam skierowanie na oddział neurologiczny i z nim poleciałam na SOR. Po całym dniu tam spędzonym dowiedziałam się, że w tomografii "na szybko" nic niepokojącego nie wyszło. Lekarz dyżurujący chciał mnie zostawić na oddziale, ale uznał, że ani w piątek ani w weekend nie ma szans na wykonanie rezonansu, EEG i USG tętnic szyjnych, więc wypisze mnie do domu, a w poniedziałek mam zadzwonić i poda mi termin, kiedy mam się zgłosić na oddział. 

Cały poprzedni weekend przeleżałam w łóżku, bo byłam bardzo słaba, a napady padaczkowe powodowały jeszcze większe zmęczenie. 

W poniedziałek zadzwoniłam do szpitala, kazali stawić się we wtorek do przyjęcia na oddział neurologiczny. Miałam zrobiony MR i angio MR, na szczęście opisy są dobre. USG tętnic też w normie, mimo zwężonej prawej tętnicy, przepływu są dobre. EEG o dziwo wyszło w normie, a podsumowaniem badania jest zdanie "Nie zarejestrowano aktywności ruchowej, typowej dla napadów padaczkowych". Niestety nie dostałam wykresów, a sam opis. Poprzednim razem, gdy miałam wykonane to badanie, w opisie było wszystko w normie, jednak moja Pani Doktor patrząc na wykresy, powiedziała, że ten opis nie jest do nich adekwatny. 

Miałam też robione badania krwi i tu niestety ukazał się duży problem. Hemoglobina 8,0. Biorę żelazo, różne witaminy i a wynik nie chce podskoczyć w górę. Lekarz w szpitalu powiedział, że mam anemię i przez to mogłam być taka słaba, przez co i napady padaczkowe się nasiliły. 

Wczoraj wypisali mnie do domu. Myślałam, że dostanę wszystkie wyniki badań, ale muszę czekać minimum tydzień na wypis, więc samych wyników też nie mam. Poczekam i jak będę wszystko miała to pojadę do mojej neurolog do Wrocławia.

Muszę też w końcu znaleźć dobrego hematologa dla dorosłych. Narazie biorę żelazo w dawce leczniczej. Męczę się przy tym, bo dokucza mi po nim ból brzucha, no ale jakoś wytrwam. Dodatkowo łykam przeróżne witaminy. Mam nadzieję, że to pomoże i hemoglobina skoczy chociaż do 10. 

Gdy przez te kilka dni byłam w szpitalu i całymi dniami leżałam, głowa mnie nie bolała. Teraz gdy mam więcej ruchu, ból znowu się pojawił. Oszczędzam się, nie robię nic co wymaga dużo wysiłku, a i tak czuję się jakaś taka słaba i spowolniona. Kupiłam sobie nawet Nutridrinki, które piłam w trakcie leczenia na onkologii. Może one w połączeniu z witaminami troszkę mnie wzmocnią.