środa, 13 lipca 2022

?

Kolejny raz nie mogłam się zebrać do napisania czegoś tutaj. Może czekałam na moment, kiedy będzie okazja, by podzielić się tym, że jest w końcu wszystko dobrze? Niestety niewiele się zmieniło od ostatniego wpisu. 

Dwa tygodnie temu miałam rezonans i nadal czekam na wynik. Przez to stres towarzyszy mi każdego dnia. 

Boli mnie gardło, szyja. Na dodatek kręgosłup i mięśnie się zbuntowały. Mam wszystko tak bardzo napięte, że fizjoterapeutka, u której byłam powiedziała, że jest masakra. Fakt, operacja się do tego przyczyniła, bo przecież mięśnie są ponaciągane. Jednak dużą rolę odgrywa tu też stres. Chodzę na masaże, staram się wyluzować. Nie idzie mi to jednak tak, jak bym chciała.

Są dni, kiedy potrafię być znośna, ale gdy zaczynam świrować ze strachu to przestaję lubić samą siebie. Czasem wystarczy, że coś zaboli, zaszczypie, zapiecze i się zaczyna. Panikowanie, płakanie, wkurzanie się o byle pierdoły, zamykanie w sobie i brak chęci na cokolwiek. Nie potrafię nad tym zapanować. 

Jestem wtedy zła na siebie, na swoją słabość, na nieumiejętność ogarnięcia się. Później ryczę, bo swoim zachowaniem zraniłam bliską osobę, bo powiedziałam o kilka słów za dużo, bo byłam samolubem patrzącym tylko na siebie.

W ciągu tych lat, które minęły od operacji miałam gorsze okresy, ale wydaje mi się, że teraz jest jakaś ich kumulacja. Zwłaszcza od początku tego roku, kiedy w styczniu wynik rezonansu nie był tak dobry jak poprzednie. 

Nawet jeśli uda mi się wyrwać z tego dołka, gdy robię coś co sprawia mi przyjemność, gdy jestem wśród osób, z którymi czuję się dobrze, to wystarczy, że w głowie zaświeci się alarm - ciekawe co wyjdzie w rezonansie, znów zabolało gardło, znów złapał mnie jakiś skurcz na szyi. I automatycznie napięcie wraca. 

Staram się, naprawdę się staram nie wpadać w obłęd. Uważam, że nawet robię minimalne postępy, bo chce wyjść do ludzi, przestać całymi dniami siedzieć w domu. Po cichu planuję nabycie nowych kwalifikacji, nauczenie się nowych rzeczy. Jednak strach potrafi w kilka sekund zniszczyć te nieśmiałe plany. 

Mam to szczęście, że teraz otaczają mnie osoby, które potrafią mnie ciągnąć do góry z tych dołów. Bez nich byłoby o wiele ciężej. Co prawda czas weryfikuje znajomości, okazuje się na kogo można liczyć, a na kogo nie. Na wielu osobach się zawiodłam, co też "przechorowałam". 


Na koniec tych moich narzekań napiszę chociaż coś pozytywnego. Padaczka troszkę się uspokoiła. Biorę minimalną dawkę poprzedniego leku (Normeg) i nowy - Zilibra. W czerwcu przez ponad trzy tygodnie nie było żadnego napadu! To dla mnie wielki sukces, bo bywały tygodnie, kiedy napady występowały codziennie, nawet po kilka razy. Mam nadzieję, że ten efekt się utrzyma na dłużej. W sierpniu pojadę do neurologa i zobaczymy co Pani Doktor powie. Być może zrezygnujemy całkowicie z Normegu i będę brała tylko Zilibrę. 


Mam nadzieję, że nie zwariuję w dalszym oczekiwaniu na wynik rezonansu. Napiszę, jak już go będę miała. 

A Wam bardzo dziękuję za zainteresowanie, pisanie do mnie, komentowanie. 🤎