niedziela, 23 grudnia 2018

Wesołych Świąt!

Dostałam najlepszy prezent :)
Wynik rezonansu i endoskopii - rewelacyjny :)!

Życzę Wszystkim wesołych, zdrowych, rodzinnych Świąt. ;)

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Spotkanie Pacjentów Wyleczonych z Choroby Nowotworowej. Gala Zwycięzców 2018.

Tradycją stało się, że odkąd wyleczyłam się z pierwszego raka, co dwa lata dostaję zaproszenie na Galę Zwycięzców. Tak było i tym razem. Oczywiście skorzystałam 
z zaproszenia i pojechałam. Spotkanie odbyło się w zeszłą sobotę. To naprawdę świetna inicjatywa. Można się spotkać ze szpitalnymi znajomymi, z lekarzami.
Zobaczyć tyle wyleczonych osób, którym układa się w życiu, które odnoszą sukcesy w różnych dziedzinach - naprawdę motywuje.
Zawsze odbywa się spotkanie dawcy i biorcy szpiku, ten moment podoba mi się najbardziej. To wzruszające chwile, trzeba walczyć ze sobą, aby się nie popłakać. :)
W tym roku gościem  specjalnym był Pan Michał Zawadka, mówca inspiracyjno - motywacyjny. Bardzo podobał mi się ten występ. Wszystko co zostało powiedziane, to prawda. Czułam się jakbym słuchała o sobie, o tym jak się czuję, o strachu,
 o barierach...Wiem, że to wszystko trzeba przezwyciężyć, ale to nie jest łatwe.

Jestem szczęśliwa, że po raz kolejny mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu. Tym razem jako podwójny zwycięzca. Pokonać dwa nowotwory, to już wyczyn. :)
Jednak w pewnym momencie zrobiło mi się smutno. Pomyślałam o osobach, które powinny też tam być. Brakowało wielu osób. Wciąż o nich pamiętam, i ciężko jest pogodzić się z tym, że już ich nie zobaczę. Spotkałam dzieciaki, które na oddziale były małymi brzdącami, a dziś są nastolatkami, których z ledwością rozpoznałam. Od razu pomyślałam, że Dawidek też byłby już takim dużym chłopcem. Adaś pewnie skończyłby już wymarzone studia na Politechnice. Ania ze swoją charyzmą stałaby się gwiazdą spotkania i rozbawiała całe towarzystwo...Mogłabym tak wymieniać bardzo długo. Niestety tylu szpitalnych przyjaciół odeszło. To jest niesprawiedliwe.
Serce się raduje widząc osoby, którym się udało, a jednocześnie pęka, myśląc o tych, którzy odeszli.


Mam nadzieję, że za dwa lata będzie mi również dane uczestniczyć w Gali Zwycięzców.
W czwartek mam endoskopię i odbieram wynik rezonansu. Tradycyjnie proszę 
o trzymanie kciuków!

sobota, 1 grudnia 2018

...

Witam w grudniu!
Czas biegnie jak szalony...Listopad minął mi tak szybko. W sumie to i dobrze. Nie lubię tego miesiąca. Kilka lat temu w listopadzie wydarzyło się wiele złego. Chyba dlatego ten miesiąc wywołuje u mnie taką niechęć.
W środę miałam rezonans w DCO. Teraz dwa tygodnie oczekiwania na wynik. Dwa tygodnie stresu i strachu. Staram się myśleć pozytywnie, ale odczuwam jakiś dziwny niepokój. Tym bardziej, że dość często pobolewa mnie gardło i miejsce pooperacyjne.

Trzymajcie kciuki! :)

środa, 17 października 2018

Endoskopia

Byłam dziś na endoskopii. Ogólnie jest w porządku, ale na przeszczepionym płacie nazbierało się dużo gęstej ropy, która nie chce spłynąć. Pani Doktor przepisała mi różne płyny do płukania gardła
i "psikadełka" do nosa. Za dwa tygodnie powtórka badania.
Lekko pobolewa mnie gardło i mam chrypkę. Podejrzewam, że jest to spowodowane suchością w jamie ustnej. Szczególnie teraz, gdy rozpoczął się sezon grzewczy, mam z tym problem.
Rano budzę się z taką suchością w buzi, że nie jestem w stanie mówić.
Zobaczymy, może po tych wszystkich specyfikach coś się poprawi. Oczywiście muszę znowu zacząć pić siemię lniane i olej lniany, bo ostatnio troszkę o tym zapomniałam. I codziennie obowiązkowo inhalacje!

Tak sobie dziś przypomniałam moje pierwsze endoskopie, które miałam wykonywane w innym szpitalu i przez inną lekarkę...Ciągłe pretensje, opryskliwość, totalny brak empatii. Zawsze kończyło się to płaczem.
Od kiedy zaczęłam jeździć do innego ośrodka, to badanie stało się o wiele bardziej znośne. Bardzo ważne jest podejście lekarza. A Moja Doktor to wyjątkowy człowiek, naprawdę. Wiele jej zawdzięczam i nie wyobrażam sobie, że miałabym jeździć na endoskopię do kogoś innego.

piątek, 5 października 2018

DCO.

Jakiś czas temu byłam na wizycie kontrolnej w DCO.
Może zabrzmi to paradoksalnie, ale lubię tam jeździć. Wiem, że zawsze otrzymam tam wsparcie i pomoc. W dodatku jest tam tyle życzliwych osób, które razem ze mną cieszą się z dobrych wyników.
To bardzo miłe. Przy tak długotrwałym leczeniu bardzo ważna jest relacja pacjent - lekarz.
Jestem pacjentką DCO już prawie 10 lat...Zdążyłam się już przyzwyczaić i przywiązać do tamtejszych lekarzy. Szczególnie do mojej Kochanej Laryngolog.
W listopadzie będę tam miała MR, a za pół roku prawdopodobnie PET.
16 października jadę na endoskopię.Szczerze mówiąc, troszkę zaniedbałam to badanie. Powinnam je wykonać kilka miesięcy wcześniej. Dlatego czas się poprawić i je wykonać. :)

czwartek, 6 września 2018

...

Dość długo nie pisałam, ale wracam z dobrą wiadomością. W sierpniu miałam rezonans i wynik jest dobry! ;)
Oczywiście nadal muszę być pod ścisłą kontrolą, ale teraz będę miała badania 
w DCO. Tydzień temu byłam w Gliwicach i tak zostało ustalone. Nie była to najmilsza wizyta...Myślę, że nie ma sensu do tego wracać i szczegółowo o tym pisać. Po prostu drugi raz trafiłam na Panią Doktor, która nie miała odpowiedniego podejścia do mnie. Wizytę w DCO mam zaplanowaną na 24 września, być może wtedy zostanie ustalony termin kolejnego PET-a lub MR.
W sierpniu byłam nad morzem, odpoczęłam, odetchnęłam. Niestety teraz jestem 
w nieco gorszej formie, ciągle czuję zmęczenie i zdenerwowanie. Może jest to spowodowane zmianą pogody...
Zbliża się jesień, a ja o tej porze roku wpadam w depresyjny nastrój..
.
Kilka dni temu rozpoczął się rok szkolny. Kto wie, może gdyby nie ta paskudna choroba, ja też tego dnia rozpoczęłabym kolejny rok pracy...Musiałam jechać do szkoły, w której pracowałam, bo potrzebowałam kilku dokumentów. Widząc koleżanki, które idą z gromadką dzieci do klas, było mi po prostu smutno. Też bym tak chciała. Ta praca dawała mi ogromną satysfakcję. Choroba mi tak dużo odebrała, zburzyła wszystko co miałam poukładane.
Wczoraj byłam w DCO u  psychologa i dobrze zrobiła mi ta wizyta. Rzeczywiście taka rozmowa z kimś " z zewnątrz" pomaga. Pani powiedziała, że przez długi okres czasu byłam silna i świetnie sobie radziłam, a teraz po prostu organizm zaczyna odczuwać zmęczenie tym wszystkim. Może rzeczywiście tak jest...


środa, 4 lipca 2018

...

Witam po dłuższej przerwie. Cały czerwiec czekałam na telefon  z Gliwic z terminem PET-a.
W końcu sama am zadzwoniłam i ku mojemu rozczarowaniu okazało się, że nie ma mojego skierowania. Pani Doktor, która mnie ostatnio przyjmowała nie wystawiła go. Mimo, że przypominałam. No cóż. Skontaktowałam się z moją Doktor z DCO       i będę miała PET-a tam. Czekam na dokładny termin, możliwe że będzie to w połowie lipca. W sierpniu będę miała też MR w DCO. Do Gliwic zarejestrowałam się na 31 sierpnia. Pojadę tam już z kompletem wyników.  Kosztowało mnie to dużo nerwów, bo miałam mieć PET-a co trzy miesiące. 
I tu zawaliła sprawę Pani Doktor, która ogólnie była wobec mnie opryskliwa               i niemiła. No trudno, badanie będzie troszkę później, ale będzie. 
Kolejny raz przekonałam się, że zawsze mogę liczyć na moich lekarzy z DCO. Nigdy nie zostawią pacjenta samego sobie z problemem. 

Minął już rok od rozpoczęcia chemioterapii. Zanim się obejrzę minie rok od operacji...
Nadal walczę ze skutkami leczenia, choć myślę, że i tak wyszłam z tego w całkiem przyzwoitym stanie. Mówię zrozumiale, jem i piję. Nadal niestety utrzymuje się lekki niedowład mięśni twarzy i ucieka mi warga przy mówieniu. Pracuję nad tym, ale efekty są słabo zauważalne. Chodzę też na masaże rozluźniające, mocno spinają mi się mięśnie na szyi i ramionach. Mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie lepiej.

Największa nowość ostatnich tygodni - peruka wylądowała w pudełku na dnie szafy. :)


środa, 23 maja 2018

Do przodu! :)

W piątek miałam rezonans w DCO. Dziś zadzwoniła Pani Doktor i powiedziała,
że wynik jest dobry.
Nie ma nic niepokojącego, co wzbudzałoby podejrzenie wznowy lub przerzutów.
Od razu lepiej się czuję!
Chwila spokoju i czekanie na termin PET w Gliwicach...

wtorek, 1 maja 2018

Wynik PET, Gliwice, kupa nerwów...

Trzy tygodnie temu dostałam pocztą wynik PET. Jeden węzeł się świeci, lekarz opisujący zasugerował, że może być to zmiana odczynowa. Jednak wyraźnie zalecił dalszą diagnostykę i obserwację celem wykluczenia przerzutów. A to właśnie te węzły, które mnie ostatnio bolały.  Starałam się przyspieszyć termin w Gliwicach, ale się nie udało. Więc jak zwykłe pojechałam z tym wynikiem do DCO. 
Pani Doktor powiedziała, że nie można tego lekceważyć, bo w mojej sytuacji trzeba jak to się mówi "dmuchać na zimne". Dostałam skierowanie na USG szyi. Wynik jest niejednoznaczny. Węzły są powiększone, ale obraz nie pozwala na postawienie konkretnej diagnozy.
W ostatnim czasie bolały mnie zęby, mam jednego do wyrwania. Być może to jest przyczyna powiększonych węzłów. Przez 5 dni brałam antybiotyk. Za jakiś czas będę miała porównawcze USG. Moja Pani Doktor z DCO powiedziała, że po uzyskaniu porady w IO wybierzemy najrozsądniejsze rozwiązanie tej sytuacji.

W piątek byłam na wizycie kontrolnej w Instytucie Onkologii w Gliwicach.
Mam wrażenie, że pojechałam tam na darmo. W przychodni trafiłam na Panią Doktor, która całkowicie zbagatelizowała wynik i moje obawy. Powiedziała nawet, że jestem panikarą...
Ja jednak nie dawałam za wygraną i powiedziałam, że miałam USG we Wrocławiu 
i tamtejsi lekarze wcale nie uważają, że sprawa jest do końca rozwiązana. Nagadałam się, a ta Pani popatrzyła na mnie jak na wariatkę i powiedziała, że skoro tak panikuję to może mi zaproponować biopsję igłową. 
Ale dopiero po kolejnym USG.

Nastrój miałam zepsuty na cały dzień. Kilka godzin jazdy, kilka godzin czekania 
w kolejce, aż w końcu 5 minut w gabinecie. I dalej sytuacja jest nierozwiązana.
Miałam nadzieję,że Profesor Składowski oglądał ten wynik i coś zalecił. Takie było postanowienie, że w pierwszej kolejności moje wyniki lecą do Profesora. Dlatego PET mam robić w Gliwicach.
No cóż... Dobrze, że jestem nadal pacjentką DCO, bo tam zawsze uzyskam pomoc
i dobre słowo. Kontaktowałam się już z moją Doktor, jeszcze w maju będę miała zrobiony rezonans, żeby przyjrzeć się tym węzłom.  

Szczerze mówiąc mam już dość. Ciągły stres i nerwy, które tak naprawdę odbijają się na wszystkich sferach mojego życia. Staram się wyluzować, odbić się od tego wszystkiego ale tak się chyba nie da. Z tyłu głowy ciągle jest myśl, że przecież miałam dwa nowotwory. 
Ciągle muszę walczyć ze skutkami tych chorób. Mówię w miarę sprawnie i wyraźnie, ale przy dłuższej rozmowie się męczę. Usta nadal mi się przekrzywiają, ćwiczę ale ten niedowład nie chce ustąpić. W dodatku mam bardzo pospinane mięśnie, zrobiły mi się przykurcze na ramionach, szyi. Nie jestem w stanie porządnie obrócić szyi, ani podnieść ręki prostopadle do tułowia. 
Staram się ćwiczyć systematycznie, ale czasem po kolejnych nieudanych próbach po prostu się zniechęcam. Poza tym to proces długotrwały, a ja jestem bardzo niecierpliwa. Chciałabym żeby efekty były widoczne już, natychmiast. Zaczęłam też chodzić na masaże rozluźniające.
Pani rehabilitantka powiedziała, że mam wszystko tak ponapinane, że czuje każdy nerw.

Nie pozostaje nic innego niż czekanie na rezonans. I oczywiście ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia. Przydałoby się jeszcze mniej nerwów i więcej uśmiechu.


wtorek, 27 marca 2018

Smutno...

W ostatnim czasie kiepski nastrój mnie nie opuszcza. W ubiegłym tygodniu miałam badanie PET. Bardzo się denerwuję oczekiwaniem na wynik. Termin wizyty 
w Gliwicach mam na 27 kwietnia.
W dodatku  wyczułam zgrubienie na szyi, boli mnie gardło...
Wczoraj pojechałam na endoskopię, bo inaczej chyba bym oszalała z nerwów. Pani Doktor powiedziała, że w gardle jest ładnie i gładko, nie widać cech wznowy. 
A zgrubienie na szyi bardziej wygląda na naciągnięty mięsień, a nie węzeł. Jednak najważniejszy jest wynik PET-a.
To czekanie jest najgorsze...

W dodatku wczoraj dostałam bardzo smutną wiadomość. Zmarła Pani Asia. Poznałyśmy się w DCO, leżałyśmy w jednej sali. Chorowała również na płaskonabłonkowca migdałka.
Miałyśmy stały kontakt, spotykałyśmy się. Bardzo zżyłam się zarówno z Panią Asią jak i jej rodziną.
Wczoraj przez cały dzień byłam rozbita i co chwilę płakałam. Dziś też jest kiepsko.
Zawsze dołowało mnie, gdy odchodził ktoś z kim poznałam się w trakcie leczenia. Takie informacje odbierają siły...


sobota, 17 marca 2018

Termin PET-CT

Wczoraj dzwonili z Gliwic. 22 marca mam PET-a. To już za kilka dni, boję się.
W dodatku boli mnie gardło i szyja. Po prawej stronie jest lekkie zgrubienie. Nie wiem czy to węzły, czy taki napięty mięsień.
Moje mięśnie twarzy, szyi i ramion są bardzo spięte. Robię różne ćwiczenia rozluźniające, ale nie widać spektakularnych efektów. Ciągle czuję napięcie.
Zapewne wynik PET-a dostanę dopiero po świętach. I tak jak było w grudniu, tyle czekania.
Trzymajcie za mnie kciuki!

poniedziałek, 5 marca 2018

Ćwiartka!

W piątek skończyłam 25 lat. Już ćwierć wieku tułam się po tym świecie. Pierwszy raz zachorowałam, gdy miałam zaledwie 16 lat. Wtedy wszystko zmieniło się na zawsze. Od tamtej pory w moim życiu jest obecny ciągły strach i stres. I to trwa już tyle czasu...
Oczywiście oprócz tych smutnych chwil, był też ogrom szczęśliwych. Chciałabym żeby było ich jeszcze więcej i żeby to one miały przewagę.
Z okazji urodzin mnóstwo osób życzyło mi dużo zdrowia. Oby te życzenia się spełniły. Nie chcę nic więcej. Chcę tylko zdrowia dla siebie, mojej rodziny i bliskich. Reszta powoli się ułoży.
 

wtorek, 27 lutego 2018

Pół roku.

Jutro minie pół roku od trafienia na oddział Instytutu Onkologii w Gliwicach. Ciężko w to uwierzyć, czuję się jakby to było wczoraj. Bardzo szybko minął ten okres. I ja zrobiłam duże postępy, z których chyba nie do końca zdaję sobie sprawę. Ciągle uważam, że to wszystko za mało i może być lepiej. Bezpośrednio po wyjściu ze szpitala mówiłam bardzo niewyraźnie, a wypowiedzenie każdego słowa sprawiało duży ból. I fizyczny i psychiczny. Nie mogłam się pogodzić z tym, że ja - nauczycielka pracująca głosem, teraz nie potrafię zrozumiale wydusić z siebie nawet kilku słów.
To samo było z jedzeniem i piciem. Problemy z gryzieniem i połykaniem.
Pokarm i napoje lądujące w buzi wylatywały nosem.

Przeszłam wiele godzin ćwiczeń i rehabilitacji, i tych w pojedynkę i z neurologopedą. Trafiłam na bardzo sympatyczną Panią, która jest świetnym specjalistą w swoim fachu. Dużo jej zawdzięczam. Choć nie wszystkie ćwiczenia były łatwe i bezbolesne, przyniosły dobre rezultaty. Wymawiam wszystkie głoski, jem i piję wszystko bez problemu. Chciałabym oczywiście żeby było jeszcze lepiej, ale muszę nauczyć się cieszyć tym co jest. Chyba rzeczywiście jestem dla siebie zbyt wymagająca. Nadal pracuję nad pobudzeniem nerwów twarzowych, bo ucieka mi dolna warga. Mięśnie ramion i szyi są lekko przykurczone i ograniczają ruchy. Wykonuję ćwiczenia rozciągające. Staram się na tyle ile mogę. Nie jest łatwo, ale idę do przodu.

Od pierwszego leczenia minęło prawie 9 lat, przez ten czas wróciłam praktycznie do pełnej sprawności. A teraz znów czuję ograniczenia i dyskomfort. Myślę, że ktoś kto nie był w podobnej sytuacji, nie jest w stanie zrozumieć jak to jest. I niestety spotykam się czasem z takim niezrozumieniem.

Wczoraj byłam w DCO na opatrunku. Rana na nodze w końcu się goi. Myślę, że jeszcze troszkę 
i całkowicie przestanie się z niej sączyć. Zawsze mogę liczyć na fachową pomoc ze strony DCO. Nigdy nie zostałam sama z problemem. Pani, która robi mi opatrunki ma po prostu złote rączki. W kilka tygodni wyleczyła ranę, którą chirurg bez żadnych rezultatów leczył mi ponad trzy miesiące.

Byłam też w Przylądku Nadziei, odwiedzić moją Ulubioną Doktor. Miło było się spotkać i pokazać, że mimo kilku upadków znów powstałam. :)





Większość postów w ostatnim czasie pisałam używając telefonu. Dopiero dziś zobaczyłam, jak fatalnie wygląda przez to formatowanie w wersji komputerowej. Chciałam to poprawić, ale jakoś nie wychodzi. Nie jestem chyba zbyt dobrym specjalistą od spraw technicznych.

niedziela, 11 lutego 2018

Leżę i jak zwykle nie mogę zasnąć. Zazwyczaj chodzę spać około 2.00-3.00. I choć czasem jestem na maksa zmęczona, to i tak ciężko mi zasnąć.
Byłam jakiś czas temu u psychiatry. Dostałam receptę na tabletki Aciprex. Poczytałam troszkę w internecie...i nie kupiłam. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale jakoś mnie zniechęciły opinie o tym leku.
Wiem, wiem. Jeszcze niedawno marudziłam, że chcę dostać jakiegoś "uspokajacza". Ale zaczęłam się obawiać, że będę otłumaniona, że będę się czuła jeszcze gorzej.
Byłam troszkę rozczarowana tą wizytą. Oczekiwałam czegoś innego, niż przeprowadzenia wywiadu o stanie zdrowia i wystawienia recepty. Myślałam, że to będzie jakaś rozmowa, że będę mogła się wygadać. W tym celu lepszą opcją byłoby pójście do psychologa, a nie psychiatry...
Chyba tak właśnie zrobię.
Jest mi troszkę lżej, gdy mogę porozmawiać o tym wszystkim z kimś "z zewnątrz". Chodzę nadal do neurologopedy. Trafiłam na bardzo sympatyczną Panią. Czasami w ramach zajęć mogę sobie tak po prostu ponarzekać, pomarudzić, wyżalić, wygadać. I to jest dobre, to mi pomaga.
Poszukam sobie jeszcze dobrego psychologa. Być może obejdzie się bez faszerowania antydepresantami...
Zobaczymy.

Powoli rosną włoski. Noszę nadal perukę, bo nie mogę się przekonać do takich króciutkich. Używam maski WAX, zażywam tabletki Biotebal. Niech one rosną szybciej!

Pomalutku zaczyna goić się rana na nodze. Pani pielęgniarka z DCO potrafi zdziałać cuda. Daje mi różne specyfiki i już widać efekty. Mam nadzieję, że do wiosny się to wygoi na tyle, że nie będą potrzebne opatrunki.
Kilka czytających osób wykazało chęć pomocy w tej sprawie, za co jestem bardzo wdzięczna i bardzo dziękuję. To bardzo miłe. Pewnie skorzystałabym z rad, gdybym nie otrzymała pomocy w DCO.




Od jakiegoś czasu myślę o plastrach na blizny - Sutricon. Chciałam stosować je na rękę. Czy ktoś z Was używał ich? Czy rzeczywiście pomagają i dają widoczne efekty? Zastanawiam się czy warto.

Końcem lutego minie pół roku od operacji. Aż ciężko uwierzyć. Mi się wydaje, że to było tak niedawno. W marcu kolejny PET. Kolejne dni pełne stresu. Mam nadzieję, że też kolejna radość z dobrego wyniku. Oby!

sobota, 20 stycznia 2018

Mam wynik, mam wynik!
BEZ CECH WZNOWY!

Jest zwiekszenie poziomu radioznacznika w obrębie jamy ustnej, ale lekarz powiedział, że to stan zapalny. Najwazniejsze wnioski to zdanie : "Nie zauważono cech wznowy procesu nowotworowego. "
I tego póki co się trzymam. Kolejny PET w marcu, tak zalecił prof. Składowski.
Dość mocno "zaświeciła" się rana na nodze. Do tej pory się nie zagoiła. Jest brzydka, ropiejąca i krwawiąca. I boli. Chirurg zalecił mi opatrunki HydroTac, ale nie przynosi to efektów. W Gliwicach zalecili "wietrzyć" tą ranę.

Odnośnie wczorajszego dnia...Był straszny. Stres mnie zżerał. Miałam być między 10 a 11. Byłam na poczekalni już o 9. Do gabinetu weszłam przed 15.
Tyle godzin siedziałam w bezruchu, cała spięta. Do dzis mnie bolą mięśnie.
Oby kolejne badania dawały taki wynik jak ten.

Dziękuję za trzymanie kciuków i wsparcie. Dzięki, dzięki, dzięki!:)

środa, 10 stycznia 2018

Hello 2018!

Witam w 2018 roku!
Mam nadzieję, że będzie lepszy niż poprzedni...
2017 mnie nie oszczędzał, ciągle pod górkę.

Jak narazie poza datą nic się nie zmieniło. Nadal jestem na skraju wytrzymałości nerwowej, w oczekiwaniu na wynik PET.
Końcem stycznia wybieram się do psychiatry, może jakieś lekkie leki pomogą mi uporać się z nerwami. Przydałoby się przewietrzyć troszkę głowę, wywalić z niej choć na chwilę te wszystkie myśli i obawy.
Ciężko się tak funkcjonuje. Ciągły stres. Życie od badania do badania, od wyniku do wyniku.

Chciałabym mieć już opis PET, a z drugiej strony tak bardzo się boję. Paraliżuje mnie ten strach. Nie wiem czego się spodziewać, mam dziwne przeczucie, że nie będzie dobrze...
Boli mnie często gardło, a wtedy od razu zakładam najgorsze.
Kto by pomyślał, że ja - zuch kobita, która już raz pokonała raka - stanie się takim słabeuszem... Tak, jestem słaba. Przyznaję się do tego. Gdzieś ta cała siła wyparowała. Pozytywne nastawienie też odeszło w siną dal.
Miałam tyle planów, marzeń...Teraz nawet nie śmiem nic planować.
Czy jeszcze kiedyś będzie normalnie?