wtorek, 26 listopada 2013

Badania.

W końcu się zmobilizowałam i zarejestrowałam się na endoskopię. Na 5. grudnia. 14:40. Nadejdzie chwila prawdy. Drogi jak zwykle są dwie-albo wyjdę tak szczęśliwa, że jest wszystko dobrze i z tego pozytywnego zakręcenia znów zabłądzę, albo...albo nic. Biorę pod uwagę tylko ten pierwszy wariant.
W czwartek zadzwonię do DCO, może uda mi się jeszcze przed świętami załatwić kontrolę.

 Jutro mijają 4 lata od odejścia Babci... Zmarła w dzień swoich urodzin. Tak bym chciała jechać do niej jutro z kwiatami, a nie stawiać te kwiaty na pomniku...

piątek, 22 listopada 2013

...

Tyle dzieciątek odeszło w ostatnim czasie-Ola, Martynka, Filipek...Coś okropnego. Nie będę się doszukiwała w tym sensu, że Bóg tak chciał, że zabiera najlepszych...Nie. Tak być nie powinno, i nigdy tego sobie nie wytłumaczę.
Osoby, którym się udało wyjść z takiej choroby-mamy dużo szczęścia, naprawdę.Coraz bardziej to do mnie dociera, że mimo tego cierpienia, jestem szczęściarą. Wyszłam z tego. Kiedyś jak przeczytałam ile mogłam mieć powikłań po leczeniu, i jak zobaczyłam co rak nosogardła zrobił z innymi osobami...ogarnęły mnie takie mieszane uczucia. Myślałam wtedy, że co to byłoby za życie, gdybym np. nie mówiła, lub miała taką rurkę w krtani, jaką widziałam w DCO u pewnego Pana (nie wiem dokładnie jak to się nazywa, kojarzy mi się nazwa tracheotomia). Myślałam, ze nie poradziłabym sobie nawet  z tak banalną sytuacją, gdyby w naświetlanych miejscach nie odrosły mi włosy, bo była przecież taka możliwość.
Dzisiaj sądzę, że nawet gdyby wystąpiły jakieś widoczne skutki leczenia, to cieszyłabym się tym, co jest. Tym, że żyję, że może mnie jeszcze tak dużo spotkać, że mogę cieszyć się młodością i doczekać starości.
Nie cieszę się, że miałam raka, ale cieszę się że z nim wygrałam.
___________________________________________________________________________________

Muszę w końcu zarejestrować się na endoskopię. Już dawno jej nie miałam, i nie płakałabym gdybym już nie musiała jej robić. Mimo, że Pani Doktor świetna, badanie do przyjemnych nie należy. I ten stres...
No nic, trzeba podnieść głowę i iść naprzód. 


piątek, 1 listopada 2013

Święto Zmarłych.

Wolałabym, żeby wielu osób nie dotyczyło to święto. Wolałabym ich przytulić, niż palić świeczkę na cmentarzu.
Stojąc przy grobie Babci, nawet nie docierały do mnie słowa księdza, który prowadził mszę. Byłam myślami w czasach kiedy Babcia żyła. Kiedy mnie przytulała, zawsze stawała po mojej stronie, piekła dla mnie najlepsze na świecie racuszki, i bardzo mnie kochała. Nie znoszę widoku pomnika z wyrytym jej imieniem i nazwiskiem. Ten widok dobitnie mi przypomina, że Babcia mnie już nie pogłaszcze po głowie i nie powie do mnie "Pampusiu".  Jeszcze nie tak dawno chodziłyśmy w to miejsce razem, do Dziadka. Po mszy szliśmy do Babci, i siedzieliśmy z nią do wieczora. Od trzech lat prosto cmentarza jadę do domu. Nie mam do kogo pójść.

Myślałam dużo o wszystkich, którzy odeszli. Z roku na rok tych osób przybywa. To ciężkie.
Pewna osoba kiedyś mi powiedziała, że z biegiem czasu przestanę rozmyślać o towarzyszach ze szpitala, którzy zmarli. Nie przestałam. Oni nadal są w moim sercu. Bo jak można zapomnieć wesołe mimo bólu piękne oczy Adasia, tuptającego do mojej sali Dawidka, roześmianą Asię, czy pozytywnie zakręconą Anię? 
Nie można. Pamiętam o wszystkich.

Wiem, że nie każdy lubi się modlić i że nie każdy to robi. Ale pomyślmy chociaż o Nich, uśmiechnijmy się na wspomnienie naszych bliskich. Ja tak robię, i nie tylko dziś.