środa, 31 marca 2010

30 marca 2010
Czym jest dla mnie szczęście?
*Tym,że jestem w domu,a nie w szpitalu.
*Tym,że jestem zaleczona,i nie dostaję już chemii.
*Tym,że mogę wciąż się uśmiechać.
*Tym,że mogę bawić się z siostrzyczką,i patrzyć jak z każdym dniem staje się bardziej samodzielna.
*Tym,że mam przyjaciół,na których mogę liczyć.
*Tym,że mam kochaną rodzinkę.
*Tym,że miałam przyjemność poznać wspaniałych ludzi.
*Tym,że dowiaduję się o dobrych wiadomościach;)
*Tym,że bociany latają i przynoszą dzieci...;)
*A przede wszystkim szczęściem jest dla mnie to,że żyję!

Koniec ciągłego marudzenia i użalania się nad sobą.
Trzeba cieszyć się życiem...
Dostałam dzisiaj opiernicz ,że piszę smutne notki,więc piszę wesołą.
I pozdrawiam Moją Kochaną Bonię :*
Pauliśka. (22:03)

wtorek, 30 marca 2010

29 marca 2010
      Tym razem miałam przygodę z zębem.Od sobotniego wieczoru,do dzisiaj bolał mnie ząb.Dwie noce nie spałam,cały dzień nie jadłam.Nawet  tabletki nie pomagały.Dzisiaj pojechałam do dentystki.Okazało się,że ten ząbek jest martwy,i nadaje się tylko do wyrwania,bądź leczenia kanałowego.Problem w tym,że po radioterapii nie mogę ani leczyć kanałowo,ani wyrywać.Powierciła mi w nim,i boli troszkę mniej...
Zawsze coś się mnie musi przyczepić...W dodatku ciągle mam kaszel i katar.Leukocytów mam dość dużo,więc odporność powinna być dobra...
Ech...lekarka pocieszyła mnie tym,ze tak może być,że przez jakiś czas mogę łapać dużo infekcji...
Jestem strasznie zmęczona i niewyspana...nawet na nauce nie mogłam się dziś skoncentrować,więc sobie ją odpuściłam.Może akurat jutro nauczycielki okażą się przedświątecznie łaskawe i nie będą mnie pytały...
Mam nadzieję,ze tej nocy się wyśpię,i ząb nie będzie mi przeszkadzał...
Tylko najgorsze jest to,że mimo zmęczenia nie mogę zasnąć...
Pauliśka. (21:30)

niedziela, 28 marca 2010

27 marca 2010
Pogoda była wczoraj cudowna!Prawdziwa wiosna! Wczorajszy dzień był jak najbardziej udany.Lepiej się czułam.
Rano pojechałam z mamą i siostrzyczką do laboratorium zrobić morfologię.Miałam mieć ją zrobioną we wtorek,jak byłam jeszcze chora,ale cóż pani pielęgniarce nie chciało się przyjechać.Chociaż lekarka na domowej wizycie zapewniała,że jakaś pani przyjedzie pobrać mi tą krew.Ech...Ale za to morfologia wyszła mi pięknie! Hemoglobina-12,9
                                           -Leukocyty-5,3 tys.
                                           -Erytrocyty-4,41 mln.
                                           -Płytki krwi-230 tys.
No z takich wyników to ja jestem zadowolona;)
Później pochodziłyśmy jeszcze po sklepach i po targu,bo wiosna już,więc coś letniego by się przydało.I tam spotkałam chłopaka,na oko mógł mieć jakieś 19-22 lat.Widać,że był taki chory.Miał nogi takie powykrzywiane,na dodatek zgarbiony,i o kulach.I tak stał i zbierał drobne.Zrobiłam dobry uczynek,i dałam mu monetkę.Na prawdę szkoda mi go było,ale takimi ludźmi powinny się zajmować odpowiednie instytucje.Tym bardziej że to nie był jakiś pijak,udający chorego i zbierający kasę na fajki albo alkohol.Bo jak wracałam to widziałam,że za te pieniądze,które miał w tym kubeczku chyba sobie kupił jedzenie,bo siedział na ławce i jadł bułkę...taki drobny gest,a poprawil mi humor.Mogłam komuś pomóc,w miarę możliwości.
A po południu też było fajnie,bo byłam z Antkiem i Irkiem na spacerze w lesie.Z aparatem oczywiście...;)

Już niedługo święta...a dopiero było Boże Narodzenie...ale ten czas zasuwa do przodu.Dni mijają tak pewnie zanim się obejrzę,już będą wakacje.A po wakacjach wrzesień-czyli szkoła.Powrót do szkoły będzie dla mnie pewnie strasznie trudny.I nie tylko ze względu zaległości.To nowa szkoła,nowa klasa...prawie nikogo tam nie znam...No ale nie ma co martwić się na zapas.Może akurat wszystko jakoś się ułoży?
Pauliśka. (08:21)

środa, 24 marca 2010

23 marca 2010
Boże jak ja się rozryczałam!
I choć jest już po 23.00 ja nie mogę spać,więc tu przeleję swoje żale.Tym bardziej,że jestem sama w pokoju i mama nie widzi moich łez.( wiem,że nie powinnam,ale wstydzę się płakać przy innych ).Chociaż przed chwilą jak mama jeszcze była obok mnie,nie mogłam zahamować łez.Z resztą,widziałam że jej też zaszkliły się oczy...
Na blogu jakoś jest mi łatwiej z siebie wyrzucać,to co leży mi na sercu.A leży mi strasznie dużo...

Leżałam sobie w łóżku,z pilotem w ręce,i przeskakiwałam z kanału na kanał.A nagle-na ekranie znajoma twarz.Pierwsza myśl,którą wytworzył mój mózg to 'Przecież ja tą kobietę znam!'.I rzeczywiście znam.Mama Adasia.Był reportaż o wyjazdach do kliniki w Chinach,w której był Adaś.
Po prostu mnie zamurowało...Obecnie przez ból gardła mówię bardzo cicho,ale przez kilka minut nie mogłam wydobyć z siebie żadnego,nawet najcichszego dźwięku.Ludzie ,którzy szukali pomocy u chińskich specjalistów.A wśród nich JEGO historia.JEGO.Tego uśmiechniętego osiemnastolatka,który 'zaraził mnie' swoim pozytywnym nastawieniem,którego znałam na prawdę tak nie wiele,a tak bardzo się do niego przywiązałam.Młodego człowieka,który tak chciał żyć!
A jak zobaczyłam go,uśmiechniętego na zdjęciach,które pokazali...ech...brak słów.Serce mi ścisnął ogromny żal.
Miałam napływ tylu emocji...
I wiem,że nikt nie może odpowiedzieć na jedno,krótkie pytanie:''DLACZEGO?''. Ja sama niemal codziennie je sobie zadaje,ale nie mogę znaleźć na nie odpowiedzi.Przecież to miało być inaczej.
Może na kimś obcym,kto nie znał Adasia ten reportaż nie wywołał żadnych uczuć.Ale ja,ktoś kto znał go tak krótko,po prostu nie mogłam powstrzymać się przed płaczem.(i dalej nie mogę,bo łezki spływają po policzku).Wiem,płacz nic nie da,nikomu nie przywróci życia. Ale może czasem warto się wypłakać?

Tak bardzo chciałabym ICH wszystkich znów tu mieć,widzieć jak się usmiechają,jak zdrowieją.Oni mieli tyle życia przed sobą.! Te wszystkie osoby,które znałam.Te dzielnie walczące Aniołki.Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe...
Moich uczuć nawet nie porównuję,z uczuciami ich najbliższych,bo oni to  najbardziej przeżywają.Ale dla mnie również jest to bolesne.

[*]
Wkurzył mnie wypowiadający się w tym reportażu polski onkolog.Nie chciało mi się słuchać tych jego zimnych słów.''Dla mnie to jest chore,żeby być tak zdesperowanym,sprzedać samochód,mieszkanie i szukać pomocy w Chinach'' -czy coś takiego,bo nie zapamiętałam dokładnie jego wypowiedzi.Ale mocno mnie ona zdenerwowała.Bo chyba każdy,kto wiedziałby,że umiera,a ma jakąś szansę,to chciałby ją wykorzystać!I doskonale to rozumiem.

Wierzę,że wielu osobom uda się pokonać tą paskudną chorobą,ten cholerny nowotwór.Głęboko w to wierzę!

Trochę się tu wygadałam,a raczej rozpisałam...
Pauliśka. (23:22)

wtorek, 23 marca 2010

22 marca 2010
Moja odporność mnie zawodzi.Znów złapałam jakąś infekcję-gorączka,katar,i okropny kaszel.W dodatku ta suchość w buzi mi przeszkadza...Eh.
Tym razem obeszło się bez antybiotyków,lekarka przepisała mi tylko jakieś syropki i witaminki.Mówiła,że to  przez tą pogodę łapie się takie infekcje.
Jutro muszę zrobić morfologię,bo być może spadły mi leukocyty.

Pauliśka. (17:41)

poniedziałek, 22 marca 2010

21 marca 2010

Ludzi o dobrym sercu,którzy mają możliwość wspomóc finansowo chorą na raka kości siedemnastolatkę,proszę o pomoc.
Iza dostała szansę od losu-leczenie w Chinach,na które  potrzebuje 200tys.zł. To kolosalna kwota,która może pomóc wygrać walkę o życie.
Więcej informacji na blogu Izy http://www.iza-domagala.bloog.pl/


Dzisiejszy dzień nie zapowiada się owocnie,mam kaszel.I oczywiście katar.No ale syropek,kropelki i będzie dobrze.Wczoraj byłam ( wstyd się przyznać ) pierwszy raz na ślubie cywilnym.Moi sąsiedzi poprosili mnie o zrobienie im kilku zdjęć w Urzędzie Stanu Cywilnego.Ja oczywiście byłam z tego bardzo zadowolona,bo mogłam poćwiczyć robienie zdjęć.

A dziś pierwszy dzień wiosny! w końcu.
I urodzinki mojej Martynki.Więc życzę jej wszystkiego co najlepsze:*
Jak to dobrze mieć takich znajomych jak ona...


Pauliśka. (08:38)

sobota, 20 marca 2010

19 marca 2010
Dzisiejszy dzień był świetny.Początkowo-wiosenna pogoda dobrze na mnie wpłynęła.I tak ciepło było...;)
Rano byłam odwiedzić moje gimnazjum.Nigdy nie przyznałabym się do tego,że stęskniłam się za nauczycielkami...;] i sobie pogadałam ze wszystkimi Paniami.
Później zrobiłam sobie spacerek po lesie z mamą i siostrą,no i jeszcze pieska wzięłam.Było mi wciąż mało ciepłego powietrza,więc później wybrałam się do Antka,wyciągnąć go na spacer.No i marudziłam mu,żeby nauczył mnie ustawiać ostrość w aparacie.I trochę połaziliśmy po wsi.No i ogólnie było pozytywnie.
W końcu się dotleniłam...;)
Pauliśka. (18:12)

piątek, 19 marca 2010

18 marca 2010
      Nie pomaga ciągłe powtarzanie sobie,że jest fajnie.Bo wcale nie jest,tak jakbym chciała żeby było.Niby zdrowie się systematycznie poprawia,z czego się oczywiście cieszę! Ale jednak w moim życiu czegoś brakuje...brakuje mi takiej niezależności,normalności,zwykłego trybu dnia.Przed chorobą było inaczej, przeciętne dni były pełne różnych rzeczy do zrobienia,miałam masę planów...chodziłam do szkoły,odrabiałam lekcje,uczyłam się,sprzątałam,czasem gotowałam,pilnowałam siostry,spotykałam się ze znajomymi...A teraz na nic nie mam ochoty,nic mi się nie chce...nie wiem,może potrzebuję trochę czasu,zeby po tym wszystkim odpocząć i wszystko sobie poukładać.Do szkoły nie chodzę,bo mam lekcje w domu,uczę się tego co muszę,a powinnam sama jakoś nadrabiać zaległości,ze znajomymi spotykam się raz na jakiś czas...i czasami czuję się taka samotna.Mam przyjaciółkę.Ale chciałabym mieć bratnią duszę płci przeciwnej,kogoś kto by przytulił i pocieszył jak jest źle...
Ogólnie strasznie się rozleniwiłam,i choć się staram wyrzucić z siebie tego lenia,to mi to nie wychodzi...


Ech.No ale póki co muszę popracować nad sobą.I to tak ostro.
Pauliśka. (18:08)

środa, 17 marca 2010

16 marca 2010
      Tak więc odwiedziła mnie moja 'dobra znajoma' - angina ropna.Przez tydzień brałam oczywiście niedobre antybiotyki (ale jak dla kogoś,kto nie potrafi połykać tabletek,tylko je gryzie mogą być smaczne? ).Przez kilka dni czułam się fatalnie,bo bolało mnie nie tylko gardło,ale i ucho,i ząb.W dodatku temu wszystkiemu towarzyszyły skoki temperatur-raz ponad 38,a za godzinę nieco ponad 33.No ale dla mnie taka anginka to przysłowiowa bułka z masłem,gorsze stany przechodziłam,i dawałam radę.Więc to był pikuś,i teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku.
       Mam wynik rezonansu mózgu-odczyny popromienne w płatach czołowych są w remisji! (z czego się niezmiernie cieszę!).W kwietniu,a dokładnie 7 kwietnia rezonans twarzoczaszki.Miałam mieć endoskopię,ale że wtedy byłam chora,trzeba było odwołać i muszę czekać na kolejny termin.
       A ja muszę 'wziąć się za siebie',popracować nad sobą,nad swoją samooceną,nad swoimi czynami...muszę wyrzucić z siebie tego lenia,który mi tak ciąży.Muszę się jakoś zmotywować,zmobilizować,uwierzyć w siebie,wyjść do ludzi,nie stać na uboczu...
Pauliśka. (18:18)

sobota, 6 marca 2010

05 marca 2010
     Dlaczego umiera coraz więcej osób?w dodatku młodych osób,przed którymi całe życie stało otworem?Cóż,wiem że mogę tylko sama sobie zadawać pytanie 'Dlaczego?',ale tak na prawdę nikt nie zna na nie odpowiedzi...Niektórzy tłumaczą to sobie słowami "Bóg tak chciał'.Gdy to słyszę,nasuwa mi się pytanie : A czy Bóg jest sprawiedliwy?
       To takie przykre dowiedzieć się o czyjejś śmierci.A szczególnie o śmierci kogoś,z kim jechało się na tzw. 'jednym wózku'.Kogoś,kto zmagał się z takimi samymi problemami,i toczył taką samą walkę.wczoraj dowiedziałam się,że zmarła moja koleżanka z kliniki.Młodsza o rok ode mnie.Gosia-uśmiechnięta,wesoła nastolatka,mająca plany na przyszłość i nadzieję na to,ze pokona tą cholerną chorobę...Nie mogłam uwierzyć,jak weszłam na jej profil na słynnej naszej-klasie,i przeczytałam komentarze typu 'na zawsze w naszej pamięci...' Kompletnie mnie zamurowało,i nie mogłam przez kilka minut nawet nic powiedzieć...To takie przykre...
Gosiu,tak mi smutno...[*]

         A ja,hm...źle na mnie wpływa ta marcowa,zmienna pogoda.Od wczoraj źle się czuję.Lekarka kazała leżeć w łóżku+paracetamol i witaminki.Więc stosuję się do tych zaleceń,i wygrzewam się w łóżeczku,razem z książka...
Pauliśka. (14:57)

środa, 3 marca 2010

02 marca 2010
          Tak więc przekroczyłam 17.Cóż,człowiek się starzeje.;] Bardzo szybko mi ten rok minął.Wszyscy mówią,że wiek 16 lat jest najlepszy,że wtedy rodzice pozwalają na więcej,że można samemu podejmować niektóre decyzje.A dla mnie 16 była pechowa.Bardzo pechowa.Zaraz po moich urodzinach zaczęły się kłopoty.W połowie marca dostałam anginę,poźniej zapalenie gardła. . . i tak się to wszystko zaczęło.A miesiąc po 16.urodzinach byłam już w szpitalu.No ale co się stało,to się nie dostanie i nie ma co 'gdybać'. Mam  nadzieję,że ten mój siedemnasty roczek będzie bardziej przyjazny i nie dostarczy mi takiego kopa od życia.
        Wszyscy składają mi życzenia,tak dużo osób życzy mi przede wszystkim szcześcia,miłości i zdrówka.Tak zdrowie mi się przyda-bo jak ono jest,to cała reszta jakoś się ułoży.
No więc cieszę się ostatnim rokiem 'dzieciństwa',bo za rok 18 czyli teoretyczna dorosłość.;]
Pauliśka. (17:37) 1