sobota, 20 listopada 2021

...

Troszkę czasu minęło od ostatniego wpisu, a u mnie niewiele się zmieniło. 

Padaczka nadal mi dokucza. Zrobiłam sobie tzw. "dzienniczek napadów". Zapisywałam ile napadów występowało danego dnia, czy było to podczas wysiłku, stresu, lub podczas jakiejś konkretnej sytuacji. Nic konkretnego z tego nie wywnioskowałam. Wiele osób mówiło mi, że mogę mieć więcej napadów kiedy jestem zdenerwowana lub zestresowana, ale tak nie jest. Napady mam czasami nawet kiedy ledwo otworzę oczy z rana, albo kiedy mam dobry nastrój i rozmawiam z przyjaciółmi. 

Z tych moich zapisków wynika to co już wcześniej zauważyłam - najwięcej napadów jest przed miesiączką i w jej trakcie. Byłam u ginekologa i Pani Doktor powiedziała, że rzeczywiście może mieć to wpływ na napady. Tym bardziej, że wtedy mocno spada mi hemoglobina, automatycznie organizm się osłabia i padaczka jeszcze bardziej się uaktywnia. Dostałam tabletki, które mają zmniejszyć obfitość miesiączki, ale jeszcze nie zaczęłam ich brać. Muszę skonsultować to z neurologiem. 

Po tym jak pierwsze tabletki na padaczkę mnie uczuliły tak mocno, że gorączkowałam i dwa tygodnie leżałam w łóżku z wysypką na całym ciele, mam duże opory przed rozpoczęciem brania jakiegokolwiek nowego leku...


Z resztą...ostatnio to ja się wielu rzeczy boję. Coraz częściej towarzyszy mi jakieś napięcie, strach. Nawet podczas jakichś zwykłych czynności. I przytłacza mnie ta padaczka, czuję się tak jakbym nie miała kontroli nad sobą. Jeszcze kiedy te napady występują przy moich bliskich, którzy o tym wiedzą, jakoś to znoszę. Oni wiedzą, że mam "odcięcie" przestają do mnie mówić i czekają kilka minut aż mi minie. Ale boje się, że będę rozmawiała z kimś nowym, kto nie ma pojęcia co mi dolega i to się wtedy stanie. Wstydzę się tego, czuję taka bezradna i bezsilna. 

W poniedziałek miałam wizytę u mojej neurologopedki. Normalnie rozmawiałyśmy, coś opowiadałam i nagle ciach, odcięcie. Utrata kontaktu, zawroty w głowie, jakieś dziwne szumy w uszach. Ona spokojnie to przeczekała, ale ja czułam się tak źle...wróciłam do domu i wyłam. 

Bywają dni kiedy to zdarza się nawet kilkanaście razy. Ja jestem wtedy tak zmęczona, że nie mam ochoty na nic. 

Wiem, że muszę się spiąć i zebrać siły. Wiem i mam tego świadomość. Ostatnio czuję się jak taka "ciamajdowata ciepła klucha". Nie chcę żeby tak było, ale coraz trudniej mi z tym walczyć.


W dodatku jest listopad...a kto czyta mnie od dłuższego czasu, ten wie, że nie lubię tego miesiąca. Mam wiele przykrych wspomnień z nim związanych...


Żeby tego nie rozpamiętywać i nie dołować się jeszcze bardziej, musiałam się czymś zająć. Dlatego powtórzyliśmy akcję z ubiegłego roku i teraz także zbieramy mikołajkowe prezenty dla Bohaterów z Przylądka Nadziei. Zorganizowaliśmy z Matim i naszym przyjacielem zbiórkę, mam nadzieję że znów uda nam się pojechać do kliniki z pełnym busem prezentów. ☺️