wtorek, 10 listopada 2009

10 listopada 2009
               Przykro jest słyszeć,że stan któregoś ze szpitalnych znajomych się pogarsza.Nie wiem dlaczego ale zawsze gdy dowiem się że z kimś jest gorzej,to mam takie wrażenie że równie dobrze takie coś mogło spotkać i mnie.Wtedy jest mi bardzo przykro.Bo w końcu my,wszyscy chorzy na nowotwór w każdej chwili możemy zaliczyć jakiś  'poślizg'-nigdy nie mamy pewności że nic się nie wydarzy.
Wiem to z doświadczenia,bo 3 miesiące temu mogło się wydawać że jestem w super formie,a tu nagle miałam wstrząsy.Boję się każdego dnia o to czy wszystko będzie w porządku,czy nie poczuję się gorzej...Każdy dzień z dobrym samopoczuciem dużo dla mnie znaczy.
Wczoraj spotkałam mamę i brata pewnego chłopaka,który leczył się na moim oddziale.Był o rok ode mnie młodszy.Powoli kończył leczenie,ale coś się zaczęło komplikować...dziś go już z nami nie ma[*]  Gdy z moją mamą rozmawiałyśmy wczoraj z jego bliskimi było mi bardzo smutno,że Bóg zabiera tak młodych ludzi,którzy nawet nie zdążyli dobrze zasmakować życia...
I to jest sprawiedliwość...?chyba nie...
Pauliśka. (10:49)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz