Byłam dziś w Gliwicach. Badał mnie laryngolog. Oczywiście namęczyłam się przy tym strasznie, bo miałam odruch wymiotny. Ale dla takich wiadomości warto się było poświęcić. Pan Doktor powiedział, że zmiana jest niemal niewyczuwalna, czyli pierwszy cykl chemii tak dobrze zadziałał. Po drugim cyklu mam mieć MR i PET, dla porównania obrazów przed i po chemioterapii.
Profesor Składowski napomniał, że wraz z innymi specjalistami będą zastanawiać się co dalej. W grę wchodzi operacja z rekonstrukcją, która jest zaplanowana na 27 lipca. Druga opcja to podanie trzeciego cyklu chemii i rozważenie radiochirurgii, czyli cyberknife. Szczerze mówiąc wolałabym cyberknife, choć wiem, że jest to obarczone dużym ryzykiem ze względu na przebytą radioterapię. Operacja też przyniesie nie mniej przykre skutki. Najbardziej boję się okaleczenia i zniekształcenia twarzy.
Profesor zapewnił, że wybiorą najlepszą dla mnie opcję. I ja mu ufam, to przesympatyczny człowiek.
Jeśli chodzi o moje samopoczucie-jest dobrze. Nie spodziewałam się, że tak szybko dojdę do siebie.
We wtorek i środę byłam jeszcze słaba, ale od czwartku czuję się jakbym nigdy nie miała chemii.
Dziś troszkę dokucza mi osłabienie, ale jestem zmęczona podróżą.
Tak trzymaj, pokonasz gnoja.
OdpowiedzUsuńtakie wiadomości podbudowują😊Super😊Czyli jeszcze jedna chemia,cyberknife i może uda Ci się powrócić do Twoich planów z przed tej historii.Życzę Ci tego z całego serca.Bo kto jak kto ale Ty naprawdę wyczerpałaś limit chorób.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDo cyberknife podchodzę ostrożnie, i wielkich nadziei sobie nie robię. No ale profesor powiedział, że być może będą to rozważać.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Ciebie. Będzie dobrze💕
OdpowiedzUsuńha ! to byla dobra chemia, pogonila dziada ;) teraz nie zastanawiac sie ani chwili i wyciac resztki (nawet jak nic prawie nie ma) do konca albo pod knife!
OdpowiedzUsuńBrzmi to dosc radykalnie, ale to jest najlepsza droga do wyleczenia.
buziam i sie ciesze :))
Właśnie problem w tym, że nie usunęli by tylko resztek, a cały obszar, gdzie był guz pierwotny i nacieki. Więc bardzo rozległa operacja, ardzo dużo do usunięcia i zrekonstruowania. A wiadomo,że zrekonstruowac nie da sie wszytskiego tak, by żyć tak jak przed chorobą. Pewnego rodzaju kalectwo zostaje do końca życia.
UsuńJa też czytam Cię od bardzo, bardzo dawna i nigdy się nie odzywam ale teraz czuję potrzebę napisania, że bardzo, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki ☺️
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńMocno sciskalam kciuki, zebys spokojnie to wszytko zniosla. :*
OdpowiedzUsuńKurcze mi się jakoś operacja wydaje radykalniejsza dla tego dziada. Może mam jakieś dziwne doświadczenia ale wg mnie lepiej wyciąć jak najwięcej, bo przy radio nie wiadomo, czy coś tam by nie zostało . Poza tym Ty już bardzo dużo tych naświetlań miałas... :/
No ale nie będę się mądrzyć. Ja lekarzem nie jestem. Tutaj trzeba zawierzyć doświadczeniu i kompetencjom Profesora. :)
Buziaki! :*
Już sama nie wiem co lepsze...operacja wiąże się z kalectwem. Mimo rekonstrukcji wycietych obszarów, noe funkcjonowała bym tak jak teraz. Z kolei kolejne naświetlanie wiąże się z dużym ryzykiem wystąpienia martwicy. Decyzję zostawiam lekarzom, myślę że mogę im zaufać.
UsuńTylko takich dobrych wiadomości się spodziewamy oby tak dalej! Modlimy się za Ciebie!.
OdpowiedzUsuńJa również czytam Twój blog od wielu lat . Odkąd moja 17 letnia bratanica zachorowała na to samo cholerstwo co przytrafiło się Tobie . Wysyłamy Ci dużo, dużo siły i mocno, mocno ściskamy kciuki !!! Myślę że wiele osób w całej Polsce życzy Ci ogromnej dawki zdrowia :) !!!
OdpowiedzUsuńA co bratanicą, wszystko dobrze? 17 lat to też młodziutka, ja miałam 16. Lekarze mi mówili, że u tak młodych ludzi nie często występuje ten nowotwór.
UsuńWszystko dobrze :) Tylko po tym wszystkim zrobiła się straszny nerwus .
UsuńA to norma :) Ja też ciągle tupię nerwowo nogą,albo trzęsą mi się ręce. I wszystko mnie denerwuje. Nie ma co się dziwić, po takiej chorobie każdy ma obawy i lęki, stąd te nerwy.
UsuńA to norma :) Ja też ciągle tupię nerwowo nogą,albo trzęsą mi się ręce. I wszystko mnie denerwuje. Nie ma co się dziwić, po takiej chorobie każdy ma obawy i lęki, stąd te nerwy.
UsuńTrzymam kciuki ! Ja też czytam twój blog i jestem pełna podziwu, że pomimo różnych trudności, które Ciebie spotkały to wciąż walczysz. I oby wszystko się udało. Jesteś fantastyczną osobą i wierzę, że wszystko się dobrze ułoży. Życzę dużo zdrówka!! Pozdrawiam Justyna
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak miłe słowa:)
UsuńBardzo,bardzo sie ciesze :)
OdpowiedzUsuńCzesto mysle o tobie i trzymam kciuki :)
Niezmiennie trzymam kciuki i bardzo cieszę się, że jednak są możliwości leczenia! Wierzę, że lekarze wybiorą najlepszą dla Ciebie opcję. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuń