czwartek, 14 października 2010

14 października 2010
Miałam dziś rezonans twarzoczaszki,trzy tygodnie czekania na wynik.
Dziś w klinice znalazłam się o nieodpowiedniej porze.Takiej 'akcji' jeszcze   nie widziałam...stan jakieś małej czteroletniej dziewczynki był krytyczny,wszyscy lekarze wkoło niej biegali,taki szum,taki pośpiech i panika.Akcja reanimacyjna,płacz jej rodziców.Po prostu się aż bałam,że ten helikopter  po nią przyjedzie za późno.Siedziałam na korytarzu i jak zahipnotyzowana patrzyłam w ścianę,migały mi tylko przed oczami sylwetki lekarzy i pielęgniarek wbiegających i wybiegających z sali tej dziewuszki.Na szczęście udało się ustabilizować jej stan.
Od razu wyobraziłam sobie,ze przecież ze mną było rok temu podobnie.Też byłam nie przytomna.Dobrze że nie pamiętam co się wtedy działo.
Nie lubię takich sytuacji,chce mi się wtedy płakać,robi mi się cholernie przykro i sama nie wiem co ze sobą zrobić.
Rozmawiałam z ulubioną 'panią kuchenkową',która powiedziała że teraz na oddziale nie jest tak jak wtedy gdy ja leżałam.Jak to  mówią każdy sobie rzepkę skrobie-nikt prawie ze sobą nie rozmawia,każdy siedzi w swojej sali i praktycznie z niej nie wychodzi.Za moich czasów było inaczej,było mimo wszystko pozytywne nastawienie,wzajemnie wsparcie,pogaduchy,ploteczki.A teraz taka cisza,że aż niemiło.

Na onkologii dla dorosłych,tam gdzie miałam rezonans normalnie chyba cały personel mnie zna.Dzisiaj jakieś nieznajome mi pielęgniarki,sekretarki,doktorki normalnie mówili do mnie po imieniu,pytali jak się czuję,wiedzieli że to juz rok minął od radioterapii.Normalnie kurczę sławna jestem ;) chyba przez to,że byłam tam pierwszym dzieckiem z tą chorobą.

No to czekamy na wynik-ma być dobry,innej opcji nie ma ;)!
Pauliśka. (18:53)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz